Przejdź do głównej zawartości

Homesick

Widzisz moje oczy? - moja nowa grecka współlokatorka wychodzi z pokoju. Podobno mieszka tu od tygodnia, a ja w kuchni mijam ją dopiero pierwszy raz. Jej oczy są spuchnięte, zaczerwienione i zdecydowanie nie wygląda jakby bawiła się w najlepsze na Erasmusie. Może ma problemy miłosne? Zapytam, mimo że mam świadomość zbytniej bezpośredniości tego pytania. M odpowiada, że zdecydowanie ich nie ma. (przynajmniej teraz o nich nie pamięta), bo tęskni za swoich chłopakiem. Jest na Erasmusie, powinna szaleć, a nie tęsknić.

Nikt mi nie powiedział, że Erasmus to też tęsknota, która czasami wręcz obezwładnia. Nie miałam pojęcia, że za Polską mogę tęsknić. Kiedy żyję w Polsce to nie czuję bliskości z rodakami. Teraz za granicą obserwuję jak ludzie dobierają się narodowościami. Każdy w tym obcym kraju potrzebuję przede wszystkim kogoś swojego. 

Najbardziej zintegrowanym krajem są Hiszpanie. Aż do przesady, bo stworzyli niemal sektę. Są bardzo mili, ale nie mają potrzeb kontaktu z innymi krajami, tylko nieliczni zagadają czasami po angielsku. Podobno oni tak mają. Rozmawiałam z osobami będących na X Erasmusach i okazuje się, że ta ogromna integracja Hiszpanii zawsze rzuca się w oczy jako pierwsza. Jaka jest ich tajemnica? Jeśli się dowiem to wam opowiem.

Tutaj w Foggi mamy czwórkę Polaków i zdecydowanie nie spędzamy ze sobą najwięcej czasu, aczkolwiek o ile mogę na tym poziomie mówić o zaufaniu, to jest ta nić, która sprawia, że jeśli chcę się wyżalić to ciągnie mnie właśnie do nich. To przy nich czuję się najpewniej, oni dają to dziwne poczucie domu/bezpieczeństwa. No i móc porozmawiać w swoim języku, nawet nie wiecie jak mi tego tutaj brakuje.

Doszłam też do wniosku, że bardziej niż rzucenie się w wir zwiedzania z kimkolwiek, pociąga mnie życie. Takie zwykłe, cieszy najbardziej. Skoro nie mam tutaj swoich najbliższych to wypracowałam sobie bezpieczną rutynę, trochę mająca mi przypominać o domu. Chodzę na Uczelnie, uczę się, mam siłownie i pracę, w której spędzam minimum 3/7 dni (i to najlepsza część tygodnia, bo praca z tymi ludźmi to miód na moje zbolałe serce). Nic tak nie łącza jak wspólna praca w gastro, a jeśli ma się do tego jeszcze wspaniałych ludzi. To dopiero jest przygoda! No i te dodatki w postaci wyjść na kawę czy imprezę. Ale to nie jest 'Erasmusowe życie'. - a, próbując też takiego - zmęczyłam się i tęskniłam za bardzo. 

W Polsce mam już ludzi, których uwielbiam, z którymi naprawdę lubię spędzać czas i nie chcę szukać na siłę ich zastępstw. Mam nadzieję, że wiecie jak za wami tęsknię, a jeśli nie (bo nie jestem hiper wylewna i nie ma mnie często na Messengerze) to mam nadzieję, że czytając ten tekst zrozumiecie, że właśnie was przytulam i nie mogę się doczekać najbliższego potkania.

Znowu łapię się na tym, że ludzie znajdujący się w moim życiu są nie do zastąpienia i, że gdybym była tutaj z nimi to miałabym największą przygodę.

Czuję się oszukana przez instagram, wszystkie solotravelling accounts. To nie życie dla każdego. A przecież poznawanie coraz to nowych ludzi i bycie w ciągłym ruchu brzmiało dla mnie tak atrakcyjnie. Czyli rzucenie wszystkiego i podróżowanie nie jest dla mnie? Czuję się głupio z takimi wnioskami, więc pytam innych ludzi.

Okazuję się, że nie jestem wyjątkowa i czuję ulgę. Każdy na Erasmusie tęskni. Każdy tutaj wie co to Homesick.

Dzięki moim niesamowitym zdolnością adaptacyjnym już u mnie dobrze. Największy szok przeżyłam po wyjeździe Maćka, bo spędził tutaj ze mną prawie całym pierwszy miesiąc. Z nim uczyłam się co to Erasmus, z nim poznawałam ludzi. A później nagle wyjechał i to, co robiliśmy razem - nagle musiałam robić sama. Okazało się, że bez ulubionego kompana podróży te ładne miejsca tracą co najmniej o połowę uroku. I tak już zostało. 

I teraz już wiem, że przy oglądaniu największych cudów świata muszę mieć przy sobie swojego człowieka, bo nie dostrzegę jego piękna. Taka właśnie jestem. Po raz kolejny uświadamiam sobie, że cytat 'nieważne co, ważne z kim' dotyczy mnie w 100%.

Erasmus nie jest łatwy, nie jest dla każdego. To ogromna szansa i potężne możliwości, ale trzeba to dobrze przemyśleć przed wyjazdem. 

Ja jednak nawet wcześniej znając skalę tęsknoty to na 99% i tak bym pojechała. Bo czas tutaj płynie inaczej, nawet tydzień podszyty rutyną jest nieprzewidywalny, no i nauczyłam się już tutaj funkcjonować, bo znalazłam swój sposób na to, żeby poczuć się tu dobrze. Tylko dodam, że 'ale to ja'. I słyszałam też o wielu osobach, które musiały 'przemęczyć' ten semestr, który wybrały. - Ja akurat rok, więc przy przekonywaniu swojej głowy, żeby zaczęła akceptować trudną rzeczywistość, miałam dodatkowy argument pt. - spędzisz tu jeszcze rok, musisz!

Dzisiaj napisałam o tęsknocie, następnym razem poruszę temat papierków (czyt. dokumentów), bo to jest dopiero karuzela.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sesja zimowa i największy erasmusowy mit; czyli dobre oceny za darmo

O sesji zimowej, a nie letniej (o niej będzie nowy kontrastowy wpis) Przed wyjazdem słyszałam, że najgłupsi studenci wracali z Erasmusa mając w dokumentach bardzo dobre oceny. Obraz jest taki, że zdajesz za to, że po semestrze imprezowania, pamiętasz swoje imię. Podobno Włosi mają luz, jeszcze tutaj na południu? Czemu miałoby być trudno. Kiedy zdałam ostatni z wybranych przeze mnie przedmiotów, prawie się rozpłakałam ze wzruszenia. Stres i adrenalina opadały powoli. Uważam, że to była najtrudniejsza sesja w moim życiu. I nie, nie da się tutaj zdać semestru mając tylko szczęście.  Wszystkie egzaminy są ustne i taki urok Italii, a mojej uczelni partnerskiej to już szczególnie. Profesorowie z dumą podkreślają, że tradycja przetrwała. Nawet, jeśli jakiś wykładowca się nad tobą zlituje i pozwoli napisać esej lub zrobić jakiś projekt, ostatecznie i tak musisz go zaprezentować, więc część ustna raczej cię nie ominie.  Na terenie Włoch uczelnie korzystają z platformy esse3, która służ...

Czy jechać na Erasmusa do Foggi?

Jeśli jedynym miejscem, do którego możesz jechać na Erasmusa jest Foggia - jedź, jednak jeśli masz inne opcje - wybierz te inne. Nie zliczę ile osób zapytało mnie 'Perche Foggia/ Why Foggia?'. I na początku nie rozumiałam dlaczego byli tak zdziwieni moją obecnością, potrzebowałam trochę czasu, żeby załapać, że nic tu nie działa tak jak trzeba. Znając moje szczęście i moją historię, którą opowiem, żeby inni uczyli się na błędach - nie dziwię się, że spośród wszystkich malowniczych miejscowości - ja wylądowałam w naszej FEggi (tak to FOggia, ale jak kiedyś tu przyjedziecie to zrozumiecie, że to FEggia). Na Erasmusa wybierałam się z chłopakiem. Studiujemy na tym samym uniwersytecie, ale na innych wydziałach i przez to - mamy w kontraktach inne uczelnie. Naszym priorytetem było jechać razem i trochę nieważne gdzie, ważne z kim! Jedyną uczelnią, która miała przyjąć nas obu - była właśnie Foggia. Tak wygląda moja historia z wyborem tej destynacji. Co poszło nie tak, że wylądowałam w ...

Zamieszkałam z Polakami, uciekłam z pracy, a Włoskie Too Good to go to inny wymiar!

Zacznę od tego, że ten semestr to praktycznie budowanie wszystkiego od nowa. Większość studentów przyjechała tutaj na jeden semestr. Nowi ludzie, czyli budowanie jakichś tam relacji od zera. Nie będę też pracować. W tym semestrze mam sporo wyjazdów, a nie chcę zaniedbać nauki i przygotowań do pisania magisterki, więc będę musiała odnaleźć jakiś złoty środek. Na nowych zajęciach w końcu odnalazłam się z ludźmi, którzy potrafią mówić po angielsku. Wszystko zaczęło się zupełnie inaczej niż w poprzednim semestrze. Przeprowadziłam się. Tamto mieszkanie chociaż było bardzo wesołe, nigdy nie byłam tam sama i czułam się jak w małym akademiku (to dla mnie zaleta), z czasem mnie przytłoczyła. Nie wiem czy miałam jakąś sensownie przespaną noc, prawie każda połączona była z jakąś imprezą, głośną domówką i jeśli nie zdążyłam zrobić drzemki w ciągu dnia, to tak naprawdę nie miałam kiedy odespać. Nie jestem specjalnie wyczulona na hałasy, ale imprezujący erasmusi to coś więcej niż hałas. Dodatkowo pr...