Przejdź do głównej zawartości

Sesja zimowa i największy erasmusowy mit; czyli dobre oceny za darmo

O sesji zimowej, a nie letniej (o niej będzie nowy kontrastowy wpis)

Przed wyjazdem słyszałam, że najgłupsi studenci wracali z Erasmusa mając w dokumentach bardzo dobre oceny. Obraz jest taki, że zdajesz za to, że po semestrze imprezowania, pamiętasz swoje imię. Podobno Włosi mają luz, jeszcze tutaj na południu? Czemu miałoby być trudno.

Kiedy zdałam ostatni z wybranych przeze mnie przedmiotów, prawie się rozpłakałam ze wzruszenia. Stres i adrenalina opadały powoli.

Uważam, że to była najtrudniejsza sesja w moim życiu. I nie, nie da się tutaj zdać semestru mając tylko szczęście. 

Wszystkie egzaminy są ustne i taki urok Italii, a mojej uczelni partnerskiej to już szczególnie. Profesorowie z dumą podkreślają, że tradycja przetrwała. Nawet, jeśli jakiś wykładowca się nad tobą zlituje i pozwoli napisać esej lub zrobić jakiś projekt, ostatecznie i tak musisz go zaprezentować, więc część ustna raczej cię nie ominie. 

Na terenie Włoch uczelnie korzystają z platformy esse3, która służy do zapisywania się na egzaminy. Każdy przedmiot ma kilka terminów i nie musisz zdawać wszystkiego w pierwszym, sam sobie ustalasz jak wyglądać będzie twoja sesja. Właściwie czasami nawet nie masz możliwości zdać wszystkiego w jednym, bo egzaminy mogą się czasowo na siebie nakładać. Na mojej uczelni każdy profesor miał przeznaczony dzień/godzinę/salę i do niego przychodziło się zdawać, nieważne jaki przedmiot miałeś z daną osobą. Wszyscy studenci zbierają się w jednej auli i zdają po kolei, Dosłownie. Każdy pytany jest pojedynczo, gdy w tym czasie cała wypełniona sala czeka na swoją kolej. 

Włosi nie uczą się raczej ''tylko przed sesją", już we wrześniu można ich spotkać w bibliotece z podręcznikami. Z moich rozmów wynika, że uczą się raczej na bieżąco, często przychodzą na wykłady przygotowani i już zapoznani z konkretną materią. Wiadomo że zdarzają się wyjątki, ale płatne studia raczej motywują do większej dbałości o naukę.

Jednak, jeśli chodzi o sesję, to terminów do zdania jakiegoś przedmiotu mają milion. Wyżej wymieniona przeze mnie platforma im to ułatwia. Dzięki temu wybierają w jakiej kolejności chcą zdać swoje przedmioty i sesja faktycznie jest dla nich, nie dla profesorów, do których trzeba się dostosować. Dodatkowym plusem jest fakt, że egzaminu wcale nie musicie zdawać w danym semestrze, możecie go zdać nawet za rok i to wcale nie równa się z braniem warunku. Masz czas na zdanie przedmiotu do końca studiów. Oczywiście tutaj też pojawiają się wyjątki w przedmiotach wiodących, bez których nie możesz pójść dalej, ale raczej jest luz.

Pierwszego dnia myślałam, że to jakaś wyjątkowa sytuacja, że może problemy organizacyjne. Przecież to niemożliwe, żeby w dzień egzaminu spędzić kilka godzin czekając na swoją kolej a później przez kolejne pół godziny być odpytywanym. A jednak. Gdyby nie zmiana kolejności odpytywania dla studentów Erasmusa, prawdopodobnie czekałabym dłużej niż 4 godziny. Oprócz stresu, nie ukrywam, że zjawisko było fascynujące. W Polsce egzaminy ustne to odpytywanie co najmniej 3 osób w tym samym czasie, w ciągu 15 minut, a tutaj jest czas.

Kolejnego dnia, mimo że osób w kolejce było 5, czekałam tyle samo. Profesor przepytywał każdego 30 - 40 minut. Tutaj również nie było komfortu w postaci przygotowania sobie na kartce odpowiedzi. Nie ma czasu na zastanowienie, bardziej na zebranie myśli, ale tylko jeśli uda ci się zrobić to zręcznie w tyle sekund, żeby osoba po drugiej stronie nie uznała, że najzwyczajniej w świecie nie jesteś przygotowany.

Trzeciego dnia poszło szybciej, bo profesor sprawiał wrażenie osoby, która nie lubi tracić czasu. Miał prostą filozofię, albo umiesz, albo nie. Zdawał konkretne pytania, żeby wyczaić czy student jest przygotowany, czy liczy na szczęście. Tu mój egzamin był najkrótszy i trwał jakieś 5 minut, ale był również najbardziej stresujący i obejmował najobszerniejszy materiał.

A dzisiaj było już prawie przyjemnie, bo zdawałam prezentacją przedmiot, który na bieżąco obejmował pracę w grupach oraz aktywne uczestniczenie w zajęciach, więc chociaż musiałam się przygotować z konkretnego materiału, to w porównaniu do poprzednich przedmiotów - była to czysta przyjemność.

Moim marzeniem było znaleźć przedmioty, które nie będą wymagały ode mnie nauki, a napisanie eseju i nie chodzenie na zajęcia brzmiało jako marzenie. Ostatecznie przeczytałam ponad 1000 stron materiałów po angielsku, czasami tłumacząc całe strony, bo legal english to nie moja bajka. Przy trudniejszych zagadnieniach wspomagałam się polskimi podręcznikami, które pomagały mi zrozumieć materię. Nie miałam żadnych skryptów, ani pytań z poprzednich lat, a profesorowie też nie byli w tej materii pomocni i słyszałam tylko, że będzie dobrze. Jestem wdzięczna za to, że przynajmniej wysłali mi angielskie materiały do nauki, bo niektórzy zostali przy włoskich.

Egzaminy ustne to mój największy koszmar od zawsze, a tu egzaminy ustne przy wszystkich. W języku ojczystym jest ciężko, a tutaj jeszcze po angielsku. Jedna część mnie krzyczała - no czego się spodziewałaś? A druga usprawiedliwiała naiwność, bo przecież każdy mówił, że na Erasmusie nie trzeba się uczyć.

Mając pierwszy semestr już za sobą, jestem niesamowicie wdzięczna, bo nie spodziewałam się, że na studiach jeszcze tak się językowo rozwinę. W Polsce prawdopodobnie nie miałabym chęci oraz motywacji. Tutaj nie miałam wyboru. I chociaż stres był potężny, tym razem mogę powiedzieć, że było warto. 

Wczoraj zaczęłam drugi semestr i stres miesza się z podekscytowaniem. Pierwsze materiały już wpłynęły na mojego włoskiego emaila, etap pierwszy to, po krótkiej przerwie, na nowo zaprzyjaźnić się z językiem, nie bać się, rozłożyć sobie sensownie materiał, nie zostawiać wszystkiego na ostatni moment. 

Już nie stresuje mnie to, że połowa przedmiotów mi się nie otworzyła. Moja psychika była na to gotowa. Jestem już w trakcie testowania nowych, które brzmią sensownie i ciekawie, a zaliczenie ich nie będzie graniczyło z cudem.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czy jechać na Erasmusa do Foggi?

Jeśli jedynym miejscem, do którego możesz jechać na Erasmusa jest Foggia - jedź, jednak jeśli masz inne opcje - wybierz te inne. Nie zliczę ile osób zapytało mnie 'Perche Foggia/ Why Foggia?'. I na początku nie rozumiałam dlaczego byli tak zdziwieni moją obecnością, potrzebowałam trochę czasu, żeby załapać, że nic tu nie działa tak jak trzeba. Znając moje szczęście i moją historię, którą opowiem, żeby inni uczyli się na błędach - nie dziwię się, że spośród wszystkich malowniczych miejscowości - ja wylądowałam w naszej FEggi (tak to FOggia, ale jak kiedyś tu przyjedziecie to zrozumiecie, że to FEggia). Na Erasmusa wybierałam się z chłopakiem. Studiujemy na tym samym uniwersytecie, ale na innych wydziałach i przez to - mamy w kontraktach inne uczelnie. Naszym priorytetem było jechać razem i trochę nieważne gdzie, ważne z kim! Jedyną uczelnią, która miała przyjąć nas obu - była właśnie Foggia. Tak wygląda moja historia z wyborem tej destynacji. Co poszło nie tak, że wylądowałam w ...

Zamieszkałam z Polakami, uciekłam z pracy, a Włoskie Too Good to go to inny wymiar!

Zacznę od tego, że ten semestr to praktycznie budowanie wszystkiego od nowa. Większość studentów przyjechała tutaj na jeden semestr. Nowi ludzie, czyli budowanie jakichś tam relacji od zera. Nie będę też pracować. W tym semestrze mam sporo wyjazdów, a nie chcę zaniedbać nauki i przygotowań do pisania magisterki, więc będę musiała odnaleźć jakiś złoty środek. Na nowych zajęciach w końcu odnalazłam się z ludźmi, którzy potrafią mówić po angielsku. Wszystko zaczęło się zupełnie inaczej niż w poprzednim semestrze. Przeprowadziłam się. Tamto mieszkanie chociaż było bardzo wesołe, nigdy nie byłam tam sama i czułam się jak w małym akademiku (to dla mnie zaleta), z czasem mnie przytłoczyła. Nie wiem czy miałam jakąś sensownie przespaną noc, prawie każda połączona była z jakąś imprezą, głośną domówką i jeśli nie zdążyłam zrobić drzemki w ciągu dnia, to tak naprawdę nie miałam kiedy odespać. Nie jestem specjalnie wyczulona na hałasy, ale imprezujący erasmusi to coś więcej niż hałas. Dodatkowo pr...