Gdybym dwa miesiące temu wiedziała, jak wiele będzie zależało od mieszkania, które wybiorę, to stresowałabym się sto razy bardziej.
Nigdy w Polsce osobiście nie podpisywałam żadnej umowy, w której konsekwencji stawałabym się najemcą. Tak zacznę. Na studiach wybierałam akademik, co wymagało ode mnie minimum wysiłku. Miałam jak na tacy podane wszystkie opłaty i jedyne, co mogło mnie zaskoczyć to nagła zmiana cen w środku roku.
Na Erasmusie przecież musiałam gdzieś spać, a w pierwszym e-mailu od uczelni przyjmującej nie było słowa o możliwości mieszkania w akademiku. Była tylko strona z setką pokojów/mieszkań do wynajęcia. Słyszałam też, że w tej słonecznej Italii akademiki to raczej opcja ekskluzywna, więc taniej będzie wynająć mi jakiś pokój. Tak, więc gdy wszystko stało się pewne i wiedziałam już, że nie ma odwrotu i mój roczny wyjazd stał się jak najbardziej realny, zabrałam się za szukanie mieszkania. Oczywiście, że nie wiedziałam nawet jakie kryteria wziąć pod uwagę. Najlogiczniej byłoby zacząć od ceny, ale czy ta najniższa nie będzie w najgorszych regionach Foggi? Przecież jestem tak blisko Sycylii, że to jedna wielka czerwona flaga. A później nasłuchałam się i naczytałam historii o tym, jak to ludzie wynajmują sobie mieszkania, które nawet nie istnieją, a dowiadują się o tym dopiero po przyjeździe na podany adres.
Przeszukałam cały internet, żeby odnaleźć się w erasmusowym świecie. Przychodzę do was z gotową odpowiedzią. ESN (Erasmus Student Network), stowarzyszenie, które nie działa przy każdej uczelni, stąd nie wiedziałam o jego istnieniu, ale przy większych już tak.
Dziewczyna, która była na Erasmusie w Foggi przede mną napisała mi w e-mailu, że pomogli znaleźć jej mieszkanie, odebrali ją z dworca i nawet załatwili za nią wszystkie formalności związane z najmem. No i to był strzał w dziesiątkę. Otrzymałam od nich bazę mieszkań, z którymi współpracują wraz z podkreślonymi opłatami, udogodnieniami, lokalizacją i innymi ważniejszymi rzeczami.
Problem w tym, że opłaty za czynsz w Polsce bardzo skaczą, jakie mogą być one w Italii? Zapytałam ich wprost, która opcja jest najtańsza i pewna — tylko jedno mieszkanie miało podaną ostateczną cenę za miesiąc. Dodatkowa opłata za czynsz mogła wynosić nawet 200 euro miesięcznie, a ja, żeby spać spokojnie czułam, że muszę mieć stałą i ostateczną kwotę — jak w akademiku. Studenci z ESN potwierdzili, że ta opcja będzie najtańsza i tak to właśnie płacę 250 euro miesięcznie za pokój, który jest wielkości mojego salonu w domu rodzinnym.
Mam 500 metrów na mój wydział, żeby dostać się na siłownię, muszę dosłownie zejść po schodach i wyjść na zewnątrz. Mieszkam w centrum, niedaleko Policji, więc jest to też bardzo bezpieczna okolica, a najlepsze lody w Foggi mogę zjeść dosłownie za rogiem.
Ale to nie dlatego uważam, że ta decyzja była tak ważna. Bardziej chodzi o postać landlorda. O Pana N. Myślę, że często będzie pojawiał się w moich wpisach i chociaż najchętniej wybudowałabym pomnik na jego cześć, to tutaj pozostanie anonimowy.
31 sierpnia przylecieliśmy do Bari stosunkowo późno, a dojazd do Foggi miał zająć jeszcze prawie 2h. Ledwo zdążyliśmy na przesiadkę w Bari Centrale, to znaczy tak by było, gdyby nie to, że wszystkie pociągi stanęły. Zestresowałam się, bo w Foggi czekali na nas członkowie ESN, żeby nas odebrać oraz w mieszkaniu N, o którym jedynie wiedziałam tyle, że jest Włochem. Jak można spóźnić się na podpisywanie umowy o miejsce, w którym miałam mieszkać przez najbliższy rok? Z jednej strony wiedziałam, że opóźnienia nie są moją winą, ale to nie zmienia faktu, że ludzie czekają.
Opóźnienie było tak duże, że ludzie z ESN się poddali i dostałam tylko wiadomość, że N będzie na nas czekać, plus numer do kontaktu z nim oraz informacje, że powinien umieć mówić po angielsku, ale w sumie to nie wiadomo. No i panika. Co napisać? Będę o 2 w nocy, przepraszam za 2-godzinne opóźnienie? Zapowiada się dobra współpraca? No, ale coś tam napisałam po angielsku, z nadzieją, że odpowiedź zwrotna nie będzie agresywnie włoska.
Do mojego przyszłego mieszkania szliśmy z walizkami około 20 minut, noc była ciepła i spokojna. Marzyliśmy o wodzie i jedzeniu, N przyjechał po kilku minutach z jedzeniem z popularnego fast food (którego jest właścicielem) i 2 butelkami wody. Nie pozwolił się przepraszać. Ucieszył się, że jesteśmy z Polski, ulubiona dziewczyna jego syna jest Polką i przywołuje tą informację maksymalnie często.
Następnego dnia pozwolił nam odespać, a później zabrał na śniadanie i pokazał uliczny market, czyli maksymalnie pyszne i świeże owoce, warzywa oraz owoce morza, które rozciągają się przez kilka ulic. Na tym targu kupuję bardzo często, bo rzeczy są świeże, a jest też taniej niż w sklepach. Pokazał też ulubione miejsca do jedzenia oraz zapoznał z ludźmi, którzy je prowadzą.
A później zaproponował mi pracę u siebie, bo przecież pracując z samymi Włochami najszybciej nauczę się ich języka. I tak o to, nawet nie złożyłam CV, a pracuje już od 3 tygodni z fantastycznymi ludźmi. Większość z nich jest w moim wieku i nie zna angielskiego. W konsekwencji to ja uczę się włoskiego, więc cel będzie powoli osiągany.
Moim marzeniem była kilkudniowa wycieczka po wybrzeżu Italii, gdzie środkiem transportu miał być rower. Zapytałam N, gdzie mogłabym kupić, czy może zna kogoś, kto chciałby odsprzedać. 5 minut później dostałam rower. No może nie do końca ja, bo do użytku domowników, ale wiecie o co chodzi. O tej wycieczce też chcę napisać, bo to była największa przygoda mojego życia i zdecydowanie chcę opisać ją tak, żeby mogła posłużyć trochę, jak instrukcja dla osób zainteresowanych.
Jestem w stałym kontakcie z N, przed chwilą spotkałam go na korytarzu mieszkania, kupił do niego nowy telewizor, bo usłyszał, że lubimy z niego korzystać, a dodatkowo dostałam koc, bo ostatnio mówiłam, że w nocy robi się zimno.
Ostatnio pół dnia nie było wody, dziewczyny z Hiszpanii nie mogły nawet zrobić obiadu. Napisały do N, a on przeprosił, wysłał menu swojego lokalu i powiedział, żeby zamówiły to, na co mają ochotę, on płaci.
Ostatnio też kupił kolejną lodówkę, dla naszego większego komfortu. No i toster, a i jeszcze mikrofalówkę.
Pytałam go, dlaczego nam tak pomaga? Ludzie w Polsce zachwycają się, gdy ich landlord kupi nowe żarówki, i takie były moje wymagania.
I otrzymałam odpowiedź, jego dzieci studiowały i bywały w różnych krajach, wiedział przez co przechodzą i jakie potrzeby ma młodzież studiująca w obcym mieście, a nawet kraju. Można, więc powiedzieć, że traktuje trochę studentów na Erasmusie jak chciałby, żeby traktowane były wtedy jego dzieci. Nie wiem, czy umiem to odpowiednio opisać, ale mam nadzieję, że rozumiecie o co chodzi.
Komentarze
Prześlij komentarz